Środkowa Afryka czeka na dar bratniej miłości...
Wszystkie nasze wspólnoty żyją w jedności, szukają woli Bożej i z miłością ją wypełniają...
Celem Zgromadzenia jest dążenie do doskonałości drogą rad ewangelicznych przez całkowite oddanie się Chrystusowi...

    Po trzech miesiącach urlopu w Polsce trzeba wracać do misyjnych obowiązków w Ngaoundaye. Wydawałoby się, że prostą sprawą jest wrócić po urlopie do domu. Najpierw samolotem dwie i pół godziny do Paryża. Następnie przesiadka i kolejne sześć godzin lotu samolotem z Paryża do Bangui - stolicy RŚA. No i jeszcze 500 km samochodem i już Ngaoundaye. Proste, a jednak nie do końca. 

    Pierwsza niespodzianka czekała mnie na lotnisku w Bangui. Otóż nie przyleciała jedna z moich walizek. Przy przeładunku została w Paryżu. Czasem się tak zdarza. Tylko, że akurat w tej walizce był inwenter (kosztowy sprzęt), no i trochę polskiej wędliny dla Sióstr (duża szkoda). Pozostało mi mieć tylko nadzieję, że po złożeniu reklamacji dotrze następnym lotem. Niestety nie mogę czekać na moją walizkę w stolicy, muszę jechać dalej. Proszę tylko polskich księży misjonarzy, mieszkających w Bangui, żeby za parę dni odwiedzili lotnisko i odebrali mi walizkę jak przyleci. Ktoś z kolejnych misjonarzy wracających z urlopu zabierze i kiedyś moja walizka do mnie dotrze przy najbliższej okazji.

    To jednak nie koniec moich niespodzianek z powrotem do domu.  Mamy porę deszczową. Zatem nieutwardzone, gliniaste drogi zamieniły się w błotny tor przeszkód. Pierwsza z nich to zalany przez wezbraną rzekę betonowy most. Trzeba przeprawiać się tratwą. I o ile dość sprawnie samochód wjechał na wątłej solidności metalową tratwę - to z wyjechaniem już był problem. Ostry wjazd pod górę po obsuwającym się błocie okazał się nie lada wyczynem. Zakopaliśmy się, samochód do połowy ugrzązł w błocie. Godzinę trwało odkopywanie, podkładanie kamieni, gałęzi. Wreszcie się udało. Niestety nie ujechaliśmy nawet kilometra a poszła opona. Widocznie ktoś podkopując uszkodził koło i zrobiła się mała dziurka, przez którą ulatywało powietrze. Więc trzeba było zmienić koło. To poszło szybko. Wydawałoby się, że to już koniec przygód. A jednak nie. 

    Udało się nam bez większych trudności ominąć dwie spalone kilka dni wcześniej przez rebeliantów przewozowe ciężarówki. Jednak zawisła nade mną i moim afrykańskim kierowcą groźba spędzenia nocy w buszu. Do domu było już niedaleko, jeszcze jakieś dwie godziny drogi. A tu przed nami sznur sześciu ciężarówek zakopanych w błocie. Na odcinku drogi tak wąskiej, że nie ma szans, byśmy się minęli. Zatem czekamy. Akcja odkopywania ciężarówek trwała już od rana. My spotkaliśmy ich około godziny 17.00. Powoli zachodziło słońce. Jeszcze tylko mamy godzinę dnia, a później zrobi się ciemno i będzie bardzo trudno poruszać się w tych szuwarach na błotnistej drodze. Jednak Opatrzność Boża czuwała nad nami. Po pół godziny pierwsza ciężarówka ruszyła. Zjechaliśmy z drogi najbardziej jak to było możliwe w gąszcz wysokich traw. I powoli, na milimetry odstępu między samochodami udało się nam przecisnąć. Teraz już szybko, na ile droga pozwoliła, dojechaliśmy do misji w Ngaoundaye.

    Bogu niech będą dzięki. I Wszystkim, którzy otaczali nas modlitwą o bezpieczną drogę. 

   Następnego dnia radosne spotkanie z moimi niewidomymi. Radości i uścisków nie było końca. I dla tych ludzi, którzy tak czekają na misjonarzy warto było ponieść trud tej drogi. Dziękuję wszystkim za modlitwę i wsparcie. Proszę nie ustawajcie w modlitwie za nas. My tutaj w Ngaoundaye w każdy czwartek modlimy się odmawiając Różaniec za naszych misyjnych przyjaciół w Polsce. Serdecznie pozdrawiam. 

Siostra Eliza z Ngaoundaye

 

” Zbawiciel daleko więcej nas miłuje, niż wszyscy inni ludzie i łaskawiej nas sądzi, niż my samych siebie.”
bł. o. Honorat Koźmiński

hon3.jpg

NASZE DZIEŁA:

Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii w Piasecznie

Misja Małgorzata

Przedszkole Anielskie w Szaflarach

Placówka Wsparcia Dziennego “Dom Ciepła” im. św. Antoniego w Lublinie

Przedszkole im. św. Franciszka z Asyżu

Świetlica wsparcia dziennego “Przystań”